Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
naprawdziwąpaniądomu,wszystkichpróbowała
nakarmić.
Ofiarniezajmowałasięwnukami.UczyłaMarylęprac
ogrodowych.Sprzątała,bosiostra,zwyklepomagająca
wtychczynnościach,miałaterazdlaniejmniejczasu.
Mążciąglebyłwpracy.
Nienarzekała.Aleczułasiędziwniezmęczona.Bardziej
niżzwykle.Pocieszałasię,żetoupływczasu,zwykła
starość.Serce,doświadczoneostatnioponadzwykłą
miarę,dajeznak,bytrochęzwolnić.Spojrzećnanumer
peselizadbaćosiebie.Takpowiedziałabykażdemu,kto
byjązapytałosamopoczucie.Kiedyjednakzostawała
samazesobą,dopadałjąniepokój.Zawszebyłazdrowa.
Martwiłasiętylkokondycjąmęża.Toonmusiałdbać
oserceijechałnasygnaledoszpitala,kiedytylko
podniosłomusięciśnienie.Atozdarzałosięczęsto,
bobardzoemocjonalniepodchodziłdożycia.
Onabyłasilna,choćsprawiaławrażeniekruchej.Teraz
jednakczuła,żecośsięobokczai.Jakiścień
niedostrzegalnyludzkimokiem.Chłodny.Podstępny.
Niemożliwydouchwycenia.
–Babcia!–Ażdrgnęławyrwanagwałtownie
zzamyśleniatymnagłymokrzykiem.Dokuchniwpadli
chłopcy.Byliumorusaniziemią,pyłemitrawą.Pomagali
wjesiennychzbiorach.
–Janiewiem,poprostuniemampojęcia,jaktysobie
ztymwszystkimdawałaśradęprzeztylelat?
JejnajstarszacórkaMarylaweszładokuchni,taszcząc
sporykoszwypełnionycukinią,paprykąipomidorami.
Położyłagonapodłodze,padłanakrzesło,poczymotarła
spoconeczoło.
–Wiem,mamo,byłplan,żezrobimyztegoleczo
dosłoików–westchnęłaciężko.–Aledzisiaj
toniemożliwe.Ledwiesiętrzymamnanogach.Dojutra
nicimsięniestanie.–Spojrzaławstronęwarzywbez