Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PROLOG
Tejnocyniebowyglądałowyjątkowopięknie.
Konstelacjeiukładygwiazdgęstąsiateczkąokalały
ziemię.Nocbyłaciepłaicicha.
Kiedygwałtowny,nieprzyjemnydźwięksygnałukaretki
pogotowiarozdarłspokójokolicy,kilkaosóbwswoich
domachnerwowoporuszyłosięwłóżkach.
Ciszejwyszeptałamłodamatka,śpiącanabrzegu
tapczanutużprzymałymłóżeczku.Dziecko
miobudzicie.
Cośsięstało.Wdomuobokstarszakobieta
podniosłagłowę.
Śpijpowiedziałjejmąż.Ciebietoprzecieżnie
dotyczy.
Pachnieszobłędnie.Dwieprzecznicedalejwwąskim
bliźniakumężczyznamocniejprzytuliłsiędożony,
zastanawiającsię,czydaradępokonaćpotrzebęsnu
izmęczenie,byspróbowaćjeszczeraz.
Niektórzytylkoprzewrócilisięnadrugiboklub
szczelniejnakryliciepłąkołdrą.Niezastanawialisię,
dokądpędząponocydwaszpitalnesamochody.
Tymczasemdlakogośinnegowłaśniekończyłsięświat.
Teraźniejszy,przeszłyiten,którymiałdopieronadejść.
Jakmogliśmydotegodopuścić?JanZagórskirwał