Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Psidospołeczeństwa.Zmianawprowadzonawostatniejchwilibyła
znakiem,żecorazbardziejmiufali.Możenawetwykorzystająmnie
jesienią,podczaswyborów.
–Wporządku–powiedziałam.–Ale…
Nagłośćruchuprzykułamojąuwagębardziejniżsamakobieta.
Wyskoczyłazgrupyludzistojącychnapoboczuponaszejlewej
stronie,krzyczącychprzezmegafonyimachającychjakimiśhasłami.
Długiepasmasiwychwłosów,wyblakłakoszulawkwiaty,niebieski
skrawekmateriałuzbiałymigwiazdkamiprzewiązanyprzezblade
ramię.Mogłabybyćczyjąśbabcią,gdybyniepłonącabutelka,którą
trzymaławdłoni.
Wiedziałam,żepędzimyiżemusimisięwydawać,aleczas
matodosiebie,żeokręcasięwokółczłowieka,kiedytylkochce,żeby
tencośzobaczył.
Sekundyzwolniły,tykającwrytmjejkroków.Ustakobietysię
wygięły,pogłębiającsurowerysytwarzy.Uniosłabutelkęwysokonad
głowąirzuciłająwstronęSUV-a,krzycząccoś.
Jejniewielkaognistabombauderzyławasfaltipękłazgłośnym,
ssącymsapnięciem.Momentalnierozbłysła,pożerającśladyoleju
ichemikaliównaautostradzie,iuderzyławszybęzwystarczającąsiłą
iciepłem,byszkłopękłozwysokimbolesnymjękiem.
Pasbezpieczeństwanaparłnamojąklatkępiersiową,gdysamochód
szarpnąłwprawo.Wyciągnęłamszyję,żebyzobaczyć,jakszosapłonie
złotemiczerwienią.
–Wszystkowporządku?–rzuciłagentCooper,wciskającgaz.
Melijaponownieoparłyśmysięosiedzenia.Chwyciłamręką
drzwi,abysięuspokoić.
Przednamijedenzradiowozówskręciłiwłączyłsyrenę.Tłum
protestującychrozbiegłsię,znikającniczymbandatchórzy
wpobliskimlesiebądźnapolu.
–Jasnacholera–rzuciłaMel.