Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pozgromadzonych,jakbyszukałsojusznika.
Natojednakpewiensympatyczniewyglądający
starszypanzlaskąrzekł,uśmiechającsięironicznie:
–Czypan,młodyczłowieku,mówitopoważnie…?
–Słuchampana?–zareagowałnatychmiastmłody
urzędnik.–Czemusiępanztymniezgadza?
Mężczyznazkońcasali,któryrozpocząłtędyskusję,
odpowiedział:
–Czyuważapan,żeświętaprocesja,wktórejiśćbędą
setki,możetysiącewarszawiaków,powinnaprzeciskać
sięprzezciasneuliczkiStaregoiNowegoMiasta
itouliczkitakzaniedbane?
–Pomiędzysypiącymisiękamieniczkami–dodał
jegomośćstojącypodoknem.
Wzburzonymłodyurzędniknieodpuszczał.
–Tojawnadyskryminacjaidzieleniemiasta
natęlepsząigorszączęść!–odparł.
–Panowie!–zawołałnagleprzewodniczący
Alchimowicz.–Zanimzaczniemysiętukłócić,chciałem
przypomniećoporządkuobrad.–Następniezwróciłsię
dobuńczucznegourzędnikawśrodkusali:–Paniekolego,
oczywiście,żeniechcemytunikogodyskryminować,ale
patrzmyrealnie.Czyuważapan,żewkilkatygodni
przygotujemyPlacZamkowy,Świętojańską,Rynekczy
Barbakannatakwielkąuroczystość?
Zebranioficjelekiwaligłowami,godzącsięzesłowami
przewodniczącegoradyiporozumiewawczospoglądali
posobie.Mężczyznazkońcasaliusiadłnakrześle.
Oburzonymłodzieniecniepoddawałsię: