Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ciągnięteprzezkonie.
Edekobejrzałsięwlewowkierunkuskarpywiślanej.
RozciągałsiętamwidoknabudynkiStaregoiNowego
Miasta.Potemzerknąłwdółnawartkiprądrzeki
przecinającymiastoiprącynapółnoc,byprzemierzyć
połacieziemiidotrzećdoswegocelu–Bałtyku.
NiewielkiefaleWisłymieniłysię,odbijającpromienie
słoneczne.Wodabulgotałazlekka,rozbijającsięofilary
mostu.Wiałorzeźwiającywilgotnywiatrirozprzestrzeniał
zapachrzeki.
Zzamyśleniawyrwałmłodzieńcadzwonek
nadjeżdżającegoznaprzeciwkatramwajuelektrycznego.
Tostojącynapomościemotorniczydawałsygnał
ostrzegawczydlamijanejwłaśnie,jadącejwprzeciwnym
kierunku–naPragę,dorożki.Kiedytramwajprzejeżdżał
obokchłopaka,tenzerknąłnaniego,ajegospojrzenie
spotkałosięzgniewnymwzrokiemmłodegopasażera
siedzącegowpojeździe.Pasażermiałpłaski,lekko
wykrzywionynaboknosigłębokąbliznęnaprawym
poliku,jakbyponożu.Miałnasobiebrązowąkurtkę,
anagłowieszarykaszkiet.
Patrzylinasiebieprzezkrótkąchwilę.Groźnie
wyglądającyjegomośćjakbysyknąłcośpodnosem,więc
Edekspuściłwzrok.Wolałpatrzećznowuprzedsiebie.
Strasznytyp–pomyślał.–TypowyapaszzPragi…
pewnoskacowany,jaktoposobocie.
ChłopakprzeszedłnaprawąstronęWisłyipowoli
zbliżałsiędocerkwi.Naglezagrałamelodiadzwonów
świątyni.Jeszczeparęminutzajęłomudotarcieprzed