Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Świetnie,masztuswojązapłatę.Puśćją,Hiempsalu.
Olbrzymposłuchałzociąganiem.
Gdyruszylidalej,obejrzałsięparęrazy,oblizującwargi.
–Niezachowujsięjakzwierzę–rzuciłgniewnie
Mardoniusz.–Nigdywcześniejniewidziałeśpiersi?
Utrapienieztobą.Słuchaj–mamyspędzićkilka
następnychdni,amożetygodni,wklasztorze.Niechcę
żadnychskargzestronygospodarzynamojegosługę.
Jeśliktośsięposkarży,naHekate,dostanieszstobatów,
kiedywrócimydoNikomedii.
–Mężczyznajesttylkomężczyzną,panie–wyjąkał
brązowyolbrzym.
Tomiałybyćprzeprosiny.
Mardoniuszodwróciłsięjednaknagłymruchemżmii
gotowejdoataku,jegoziemistatwarzznieruchomiała,
amałeciemneoczyzwęziływszparki.
–Naziemię...psie!
Hiempsalzapóźnozrozumiał,żepowiedziałjedyną
rzecz,którabyładlajegopanaśmiertelnąobrazą.Zbladł
ijegowielkieciałozaczęłosiętrząść.
Zmusiłsięzwielkimtrudem,byzsiąśćzkonia,inaznak
pokoryupadłpłaskonabrzuch.
–Jestemtylkopsemmojegopana–zaskomlał.
Zobaczyłkątemokawiotką,kobiecądłońMardoniusza
trzymającąkrótki,ostrysztylet.
Śmierćzawisławpowietrzunaparęsekund...
Potemsztyletznikłwszerokichfałdachpłaszcza,
zktórychsięwysunął.
–Wstań...mężczyzno!–rzuciłpogardliwieMardoniusz.
Wyplułtosłowojakzniewagę.–Zajmiemysiętobą
wbardziejsprzyjającymczasie.
Hiempsalpowoliwstałiwsiadłnakonia.Kiedyudało
musięspiąćgoostrogami,eunuchbyłjużdalekoprzed
nim.TwarzMardoniuszaodzyskałazwykływyraz
spokojnejżyczliwości.WieluprzyjaciółzeWschodu
komentowałojegopodobieństwodoniektórychposągów