Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zbliżała,rosłairosła,ażzdawałasięwypełniaćcałypokój.
Ciemne,głębokoosadzoneoczywydawałysięolbrzymie.
–Lepiej–odezwałsięgłosznikąd.–Lepiej.Dużolepiej.
Mgłarozproszyłasięimógłjużusiąść.Terazwidział
jeszczewyraźniej–tobyłarękazpucharem,ręka
Borecjuszazpucharem,któryzbliżałsiędojegoust,igłos
powiedział:
–Wypijto.
Posłuchał,atobyłogień,zimny,ostroprzyprawiony
ogień;krewzaczęłaszybciejkrążyćwżyłachiterazbyło
jużzupełniedobrze.
–Cotobyło,Borecjuszu?Jakiniebiańskilekmipodałeś?
Wielkatwarzuśmiechnęłasię.
–SokzwinogronzewzgórzChios,darBachusa,
kolejnegoztwoichchrześcijańskichdemonów,bracie
Julianie.Mójniewolnikzawszeniesiepełnybukłak,
gdziekolwieksięudajemy.Nie...więcejnie.Nigdy
wcześniejniepróbowałeświna,prawda?Takmyślałem.
Jegonadmiarzakłócajasnośćmyślenia,jakzobaczysz
uinnych.
Julianskinąłgłową.
–Jużwidziałem...raz–odparł.–KiedyChryzo...kiedy
jedenzmnichówotworzyłpotajemniedrzwidopiwnicy,
wktórejtrzymająwinomszalneprzedkonsekracją.Zszedł
tamipił,pił.Musieligostamtądwynieść,niemógłiść
owłasnychsiłach.Wykrzykiwałokropnesłowaikopał
braci,którzygonieśli.Potemsiępochorował...
Przezszczupłeciałoprzebiegłdreszczobrzydzenia.
–Odtamtegoczasunawetniechciałempróbować
wina.
–Wszystkojesttrucizną,jeśliprzyjmujemy
towniewłaściwejilości,inicniąniejest,jeśli
wewłaściwej–odrzekłspokojnieBorecjusz.–Zrozumiesz
toktóregośdnia...kiedybędzieszstarszy.Terazjużnic
niemów.Musiszspać.Rozmawiałemzdiakonem.Jesteś
naliściechorych,zemnąjakozeswoimlekarzem.Nie