Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wartościowymdlawspólnoty.
–Ostatnibędąpierwszymi,mójdrogidiakonie
–mruknąłstarzecznieobecnymuśmiechem.Szybko
jednakdodał:–Niemusitosięoczywiścieodnosić
dobrataJuliana.Możesamktóregośdniapowinienemsię
bliżejprzyjrzećjegodialektycznejaktywności.
Zobaczymy...Cotozahałas?
–Goście–odrzekłdiakon.Zeswojejwysokościwidział
kątzewnętrznegodziedzińca,gdziedwajmężczyźni
nakoniachrozmawializbratemodźwiernym.
–Goście?–Opatzmarszczyłniemalbezwłosebrwi.
–Czasysątrudne,mójdrogidiakonie.Nielubięgości.Ilu
ichjest?Widziszich?
–Tylkodwóch,czcigodnyojcze.Jedenwygląda
naafrykańskiegosługę.Drugijestotyły...niewidzęjego
twarzy.Ichkonieniesązbytdobreiwyglądają
nazmęczone.Czymamsiędowiedzieć?
–Nie–odparłstanowczoopat.–Jeślitoważnasprawa,
itakzostanępowiadomiony.Odprowadźmniedomojego
gabinetu.