Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁDRUGI
N
odpierwszegopieniakuragwaremrozbrzmiewało,
azajutrzdzieńwstałznówciepłyisłoneczny.Miasto
słońcebowiemwywabiałoludzizdomów.Pańskasłużba,
którasięwnamiotachnarynkuicowiększychplacach
rozłożyła,jedzeniewarzyłaprzyogniskach.Chłopcy
odpiekarzy,nocnąswąpracękończących,roznosili
bochnychlebanastraganyalbobezpośrednio
dobogatszychdomówmieszczańskich,którychoknasię
otwierałyinadktórymiunosiłysiędymyzkominów,
awstajniachnaichtyłachstajenniobrządzalikonie
gospodarskieipańskie.Kupcy,którzydoczekaliotwarcia
bram,teraztoczylisięswymiwozami,zwielkim
hurkotemkół,narynek,innizaśotwieralistragany
naDługiej,KrakowskimPrzedmieściuczyubocznej
ścianyŚwiętegoDucha.
PanWołodyjowskiprzedaudiencjąkrólewskągolarza
zawołał,aordynansowikazałprzygotowaćstrójsamego
chana,którypięćlatwcześniejpodczasobronycecorskiej
wwycieczcezdobył.Byłytosrebremtkaneszarawary,
aksamitnakoszulkaijedwabnabordowaferezja
nawierzch.Całośćspinałpysznypasperskipołyskujący
gdzieniegdziebrylantami.Zpasanajedwabnychrapciach
zwieszałasięrównieżchańskaparadnaszablazrubinami