Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Nowłaśnie,musimyustalićwersję,mówimyotym
czynie?
–Itaksiędowie.–Gorączkowoszukalinajlepszej
strategii.
–Racja.Kurczę,niemampojęcia,cobędzielepsze.Ale
pobagażachwidzę,żemamaprzygotowałasięnadłuższy
pobyt,możetydzień.
–Onie!Zostanęsamzteściową!–Patrykudał
przerażenie.
–Pewnienigdzieniepojadę.Jaksiędowie,żechcęwas
zostawić,tobędzielament.
–Dlaczego?Przecieżwyjazdtoniczłego.
–Nieznaszmojejmamy.Jestsłodka,miła,serdeczna,
aledlainnych,jazawszeuchodziłamzazakałęrodziny…
–Malwinaprzygryzławargę,szukającodpowiednichsłów.
–Uznamniezawyrodnąmatkę,niegodnąswego
potomstwa.
–Niemożliwe.–Patrykzaśmiałsięnerwowo.–Działamy
spokojnieiniczegoniezmieniamy.Jakośprzeżyję.
–Jesteśtakidzielny–zażartowała,całując
gowpoliczek.Wstała,byzobaczyć,cosiędziejeusynów
pozostawionychpodopiekąbabci.
Wieczórprzyniósłrozmowę,którejsięspodziewała,ale
wolałabyjejuniknąć.
–Acotozawalizki?–zapytałaBożena,gdykarmiły
chłopców.
Malwinaprzygarnęładosercabardziejmarudzącego
Tymona,ababciaskupiłasięnaŁukaszu.Wymianiezdań
towarzyszyłołapczywecmokanie.
–Wybieraliściesięgdzieś?
Malwinawpopłochurzuciłaspojrzeniewstronę
przedpokoju,jakbyzastanawiającsięnaducieczką.
–Nie,toznaczytak.Wyjeżdżamzakilkadni.
–Odstawiłapustąbutelkęiwytarłaśliniakiemrumianą
buzięchłopca.–Dlategotoszczęśliwyzbiegokoliczności,