Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ciałludzkich.Końwyrzucałgłową,zacząłbićkopytami.Wielkikomin
gorzelni,czerwonyjakrubin,chwiałsięupodstawy.Grozastraszliwa
wleciałatuwichremirozniosłatrwogę.
Ordynatstanąłwstrzemionach,podniósłrękęiwskazującbłyszczącą
błotnąprzestrzeńpozaogniem,zawołałdonośnie:
–Ktonieratujetam!marsz!WolnowolnoUstępowaćnietłoczyćsię
Wolno!
Głosponuryniemilknął:
–Burżujśmierćmu!
Wokropnymgwarzeludzkimwszumiefaliognia–rozległysiędwa
suchetrzaskirewolwerowe,jedenpodrugim:traf!traf!–odczuteraczej
instynktem,niżsłyszane.Dwiekuleświsnęłypowyżejordynata.
Onlekkoprzybladł,lecznietracącspokojuwołał,dalejstojąc
wstrzemionach:
–WolnowolnoWtyłwolno!
Posłusznegromadyszływporządku,alewoddali,skądstrzelano,
rozległsięmrożącykrewwrzaskludzki.Krzykiprzeszływryk,wwycie
dzikichzwierząt.Torozjuszonetłumyrobotnikówgoniłyuciekającego
agitatora,pragnączemścićsięzastrzały.
Tedwatrzaskirewolwerowebyłyprzesileniemnakorzyśćordynata.
Oburzeniegraniczącezobłędemogarnęłolud.Żądzazemsty
zaukochanegopanazagłuszyławszelkieuczucialudzkie.Bowtym
tłumieobałamuconym,ogłupiałym,miłośćdoordynatabuchnęła
nanowo,jakbyodrodzona.
Wtejchwiliwszyscywnajwyższymprzerażeniuzrozumieli,żenad
uciekającymprzybyszemmożesięspełnićsąddoraźny.
Aleordynatrunąłzkoniemnaprzód;wyprostowałsięwsiodle
iprzeraźliwiegwizdnął.Dopadłogokilkustrażników.
–NiepozwolićnarozlewkrwiŻywotam!Wyrwaćgoztłumu!
–krzyknąłzpłomieniamiwoczach.
Gdystrażacyskoczylicotchuspełnićtopolecenie,ordynatznówjął
wolnowypuszczaćgromadyzpogorzeliska.
Prawiewszyscyjużbylipozapożarem,gdyzłoskotemzawaliłsię
przepalonykomin.Stęknęłaziemiapodnowymobuchem.Komin
rozsypałdokołamnóstworubinowychcegiełiolbrzymiełomygruzów.
Całypustyplacwśródpłomienizajaśniałżarem.Terazjużogień,dym
siwoczarny,skotłowany,gryzący,zamiećsypkichiskier,wszystko
tozbiłosięwmasę,wognistecielsko,miażdżyłosięwzajem,pożerało.
Doordynataprzycwałowałnaczelnikstrażygłębowickiej,wołając:
–Ocalonyodmordu,aleciężkoranny.Wzburzenieogromne.Pilnują
gostrażacy.Corobić?
–Jaksięzachowuje?Czychcezbiec?
–Niemoże:pokaleczonemanogiizbity.
Ordynatpomyślałchwilę.
–Odnieśćgodonaszegoszpitala.
–Jakto,panieordynacie?Donaszego?
–Tak!