Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zmrużyłoczy.Milczał,analizując.Widywałamjuż
uniegotakiwyraztwarzy,kiedywywołanydotablicynie
odrazuwiedział,jakrozwiązaćzadanie.Terazteżsię
zastanawiał,jakpodejśćdoproblemu.Czyzdołamnie
urobić?Czyjeślicośdoda,faktycznieskończysię
problemami?Czypowiniennadalnaciskać,żebym
wreszcieuległaitowarzyszyłaimwslalomiepobarach?
Czypoprostuurwaćsięnocą,gdywszyscypójdąspać,
aterazdaćzawygraną?
Izdajesię,żezwyciężyłaostatniaopcja,boznowusię
uśmiechnął,apóźniejwstałniespiesznie.
Wtakimraziechybajużpójdę,żebyniedryfować
nakrze,conie?Wyszczerzyłsiębezczelnie.
Paniprofesordodałamchłodno.
Paniprofesor.Błysnąłuśmiechemiodszedłbez
pożegnania.
Patrzyłamzanim,wmieszałsięwtłum.Mniejwięcej
wtedyuświadomiłamsobiedwierzeczy.Popierwsze
byłamfatalnympedagogiem.Zamiastczućoburzenieczy
zgorszeniezachowaniemucznia,uśmiechałamsiępod
nosem.Fatalnie,naprawdę.Pewniegdybytopani
Zielińskata,którauczyłamniefizykiwliceum
usłyszałatakąpropozycję,zaczęłabyodwstawienia
chłopakowipały,potemwygłosiłabytyradęoschodzącej
napsymłodzieży,anastępniezaciągnęłabygozaucho
dodyrektora,powtarzającpunktdrugi.
Dobra,nieokłamujmysię,żadenchłopakwmoim
liceumniepróbowałbywyciągnąćnamiastotego
koszmarnegobabsztyla.
Serio,byłamzłympedagogiem.Iczłowiekiem.Jak
mogłammówić,choćbywmyślach,takierzeczyotej
biednej,starej,brzydkiejizłośliwejjędzy,przezktórą
wpierwszejklasieprzepłakałamniejedendzień?Jak?