Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
-Widziałapani?Jak?!
-No,mojacórkabyławkoszulinocnej,włosymiałarozpuszczone.
Właśniezaczęłamwidzieć,więckrzyknęłamiobudziłamją.
-No,no-ponaglałBanasiak.
-Więc...Podbiegładomnie...Zdawałomisię,żewiatrprzywiał.
Księżycbyłwpełni,aonpłynęławprzezroczystejkoszuli.Wszystko
jejbyłowidać...
-Cotytupornosyopowiadasz?-powiedziałzaczepnieBanasiak.
-Mordawkubeł!-wrzasnąłnaniegoMichalik.
-Więc...Powiedziałamdoniej,żewidzę,aonaminatogłosem
uniesionym:,,Mamusiu,wiedziałam,żetejnocyodzyskaszwzrok.
Iwidziałamnoweświaty,szafirowe,szmaragdowe,perłyrozsypane
poniebie.Niebyłomórzanilądów,aniudręki,aniprzemocyibólu.
Niktniezłorzeczył,niekrzyczałaniniepłakał..."Idalejsłabo
pamiętam.Cośomieścieświętymmówiła...Aha.
,,Wszystkocobyło,
nareszcieprzeminęło,abłogieciepłoijasnośćwypełniływszechświat
odpoczątkudokońca".Jakośtakpowiedziała.Szczęśliwa,promienna
byłajaknigdy.Apotemspojrzaławgóręiakuratzsufituwychynęła
poniąrękawszerokim,lnianymrękawie.
-Chryste,cozakosmicznepierdoły-Banasiakpokręciłgłową.
-Agdzietowaleniemłotemwblachę,ćwiartowanie,siorbanie,hę?
Itelnianełachy.Przecieżlentokompletnabeznadzieja.
-Lentoźle?-Karolkowaniemogłauwierzyć.
-Marację-powiedziałMichalik.-Ztymlnemtopaniprzesadziła.
-Lenczynie,jestniedopomyślenia,żebyporwałoichbrutalnie
-powiedziałrzeczowoMarczyk.-Dziurypotworne,można
pomyśleć,żewyżłobiłyjespadającebomby.Aleniktnieodniósł
obrażeń.Przecieżniemażadnychśladówkrwi,resztekubrań.Niktnie
krzyczał.
-Bezdwóchzdań-zgodziłsięMichalik.-Towyglądaraczej
nazniknięcieniżkrwiożerczeporwanie.
-Chybażecośwszystkichpożarłozkopytami.Wtedyteżnie
maśladów.-Banasiakniebyłoptymistą.
-Copożarło,krety,wróblepożarły?-Karolkowaoburzyłasię.
-Odrananiesłyszałemżadnegoćwierkania-poskarżyłsię
Michalik.-Chodziłempocałymmieście,nicsięnierusza,nawetwiatr
niewieje.Kretytakzrobiły,żesłońceniezachodzi,żejestemzdrów,
panMarczykchodzi,apaniKarolkowawidzi?
-Dobra,dobra-burknąłBanasiak.-Przecieżitakwszystko
dokumentniepopieprzone.Nawettabrzoza.