Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
-Copantakdrzeszjapę,przecieżtumieszkająludzie!-ironizował
Banasiak,przebierającnogami.Chciałuruchomićkaruzelę,aletym
razemtylkozaskrzypiałażałośniejakzarzynanezwierzę.
-Zamknijsiępan-rzuciłMichalik.-Zobaczył,więcmuterazhuczy
wgłowie.
-Amnieniehuczy?-rzuciłzaczepnieBanasiak.
-Pewnie,pańskiehuczeniejestnajważniejsze-powiedział
Marczyk.
-Napewnonienajgorsze!-upierałsięBanasiak.
-Napoczątkubyłostrasznie,jakbydomózguwjeżdżałpociąg
towarowy-szepnęłaKarolkowa.-Myślałam,żemiłebpęknie,
chciałamwyskoczyćprzezokno.
-Nagórzecośpotworniewyło,zdawałomisię,żektośtam
ćwiartujeludziiwalimłotemwblachę.Anadole...jakbywóz
asenizacyjnysiorbałnieczystościzkanału-powiedziałMarczyk.
-Anieodwrotnie?-zastanawiałasięKarolkowa.
-Raczejnie-powiedziałMarczyk.
-Ulżyłomi,nierzeźniatylkogówna.No,tomojaKryśkanapewno
sięnienudzi.-Banasiakowistanęłyłzywoczach.-Wszystko,
wszystkodokumentniepopieprzone.
Niezdążylitegorozważyć,bowłaśniewyskoczyłemprzezokno.
-Nieodczepisiętenwrzódnadupie-warknąłBanasiak.
6.
Straciłemprzytomność,aleupadekzparterubyłjakpocałunek
dobrejwróżkiwobecbólu,któryskłoniłmniedoskoku.Miałem
wrażenie,żektośwbiłmiwgłowędługizardzewiałygwóźdź
igwizdnąłwuchotakradośnie,jaktotylkopotrafiparowa
lokomotywa.
Banasiakzyskałmożliwośćwytrzaskaniamniepotwarzybez
obawy,żemuoddam.Najpierwzobaczyłemzamglonykształtjego
kwadratowejgęby,potemżegnającąsięKarolkową.Porażonysłońcem,
poruszyłempowiekami.
-Onwidzi-powiedziała.
-Cud-zarżałBanasiak.
MichalikiMarczykstaranniemnieobmacaliipewni,żeniczegonie
złamałem,złapalipodramiona,powleklipodbrzozęioparliopień.
-Alemuczachadymi-powiedziałBanasiak.-Mazaswoje.
-Zamknijsiępan!-wrzasnąłMichalik.