Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
-Sadza,czerń,toźle-powiedziałaKarolkowa.
-Oj,źle-jęknąłBanasiak.
-Strzelałpandodywanu-powiedziałem.
-Toco?
-Brońpalna,dziurawydywan,toźle.
-Poważnie?-Banasiaknajwyraźniejtegonieprzewidział.Rozważał
towmyślach,poczymspojrzałnamniespodełba.
-Odkądsiętuwprowadził,tylkodrwiidrwi.Zafajdanyredaktorek!
Nienawidzęcię,padalcu,wiesz?!Chętniebymcięukatrupił,ty...
-Amywogóleżyjemy?-zapytałmelancholijnieMarczyk.
5.
KiedyKarolkowazaczęłapochlipywać,wyłączyłemdyktafon.
-Pannasnagrywał?-spytałMarczyk.
-Oczywiście.Facetstrzelającydodywanu,trojecudownie
uzdrowionych.Todobrymateriałprasowynawetjeślitolipa
powiedziałemcynicznie.
Karolkowaprzestałabeczeć,zatoBanasiakzcichazarechotał.
-Rozszyfrowałnaspan-powiedziałMarczyk.-Alezabawabyła
pyszna,nie?No,proszępowiedzieć,czykiedykolwiekspotkałsiępan
zczymśrównienieprawdopodobnym?
-Żałuję,żetaknieprawdopodobnym.
-Aniprzezmomentpannamniewierzył?
-Mimowszystkobyłtoniezwykłyspektakl-pochwaliłemich
iwstałem,zabierającsiędoodejścia.
-Proszępozdrowićżonę,przemiłakobieta-powiedziałBanasiak.
-Isyna.Mapanfajnegochłopaka,czegoniemożnapowiedziećojego
ojcu.
-Nieomieszkam-odparłemiskierowałemsiędobramy.Dobiegły
mnieżałosnepiskizardzewiałejkaruzeli.Pędziłacorazszybciej.Troje
kopniętychprzypominałosobieszczeniackieczasy.Pokręciłemgłową
idopierowtedyzobaczyłem,żecośnaprawdęjestnietak.Wokółbyło
pełnopołamanychdachówek.Zadarłemgłowęirzuciłemokiem
nadachy.Codojednegorozbebeszone,jakbynastrychachktoś
podłożyłładunkiiniewiadomo,kiedycichcemjezdetonował.
Przedoczamizobaczyłemmrowiebiałychkropek,jakwtelewizji.
Zacząłemżarłocznieobgryzaćpazury,znagłazaszumiało
miwgłowie.Nanogachzwatypobiegłemdodomu,apotem
wydarłemsięnacałegardło.