Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
8
Gabrieliudałosięzasnąćdopieroprzedświtem,ale
gdyzasnęła,jejsenbyłciężkiiniesłyszała,gdy
osiódmejranoPiazcałejsiływaliławdrzwiwejściowe.
Dopierogdyjejciociaotworzyłasobiesamadrzwiswoją
parąkluczyizaczęłająnawoływaćzprzedpokoju,
Gabrielaotworzyłaoczy.
–Cosięstało?–zapytałazaspana.Rześkiepowietrze
wpadłodośrodkaprzezotwartedrzwi,powodując
pojawieniesięgęsiejskórkinagołychramionach
igoleniach.
–Przepraszamcię,kochanie–wydyszałaPia.–Nie
chciałamciębudzićwtensposób,alenieodbierałaś
telefonu...
–Mamwyciszony,przepraszam–odpowiedziała.–
Domnieniktraczejranoniedzwoni,więcwyciszam...
–Skoroniedzwoni,topocowyciszasz?–zapytałaPia,
marszczącbrwi.–Nieważne,niemojasprawa.
Przyszłam,bomusimyjechaćdoszpitala.
–Aleotejporzenasprzecieżniewpuszczą.Miałyśmy
pojechaćodziesiątej.
–Dzwonilidomniezoddziału.Zusiępogorszyło.Miała
operację.
–Już?
–Tak.
Gabrielapotarłatwarzzimnymirękami,jakby
próbowaławtensposóbwetrzećusłyszanesłowa
wskórę.Nieruszyłasięjednakzmiejsca.Piapopatrzyła
naniąsurowo.
–Gabrysiu...–powiedziaławkońcu.–Niejesteśjuż
MałąG.Jesteśdorosłąkobietą.Wiem,żewolałabyś,żeby