Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
NOCNILUDZIE
Zszedłemzpowrotemnapiętroizapukałemdodrzwi
wdowy.Dwojedzieciklęczałonaparapecieispoglądało
przezoknonaulicę.Promieniesłońcaprześwitywały
przezuszychłopaka,dziękiczemubłyszczałyone
szkarłatnymkolorem.
Wdowauniosłagłowę,popatrzyłanamnieprzezdolną
połowędwuogniskowychokularówiwydałazsiebieciche
warknięcie.
Czypanicoświdziała?zapytałempoflamandzku.
Nie.Alesłyszałam.Jakieśuderzenia,podniesionegłosy
itupotnóg.TobyliNiemcy.
Niemcówjużtutajniema.Odepchnęliśmyich
nadrugąstronęKanałuAlberta.
TobyliNiemcy.Bezwątpienia.
Popatrzyłemnadzieci.Dziewczynkamogłamiećokoło
sześciulat,achłopiecniewięcejniżcztery.Wtamtych
czasachjednak,powielulatachracjonowaniażywności,
dzieciwEuropiebyłymniejszeichudszeniżdzieci
wAmeryce.
Uważapani,żeonecoświdziały?
ModlęsiędoBoga,żebynie.Byławtedytrzecianad
ranemibyłobardzociemno.
Zapalipani?zapytałem.
Wciągnęłapowietrzenosemiskinęłagłową.Podałem
jejcamelaizapaliła.Wessaładymwpłucatakgłęboko,
żeprzezchwilęsięobawiałem,żejużnigdygonie
wypuści.Czekając,sięodezwie,równieżzapaliłem.