Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
2
JULIAN
Wmomencie,wktórymwychodzęodLidii,śniegsypie
takgęsto,żeniemalsklejamirzęsy.Wdłonimam
telefon,któryrozdzwaniasię,kiedyotwieramsamochód
–mojegoczteroletniegoczarnegojaguara,dumęimiłość.
–Tak,kochanie?–mówię,widząc,żetożona.
–Kotku,kiedybędziesz?–pytaJuliatymswoim
delikatnym,dziewczęcymgłosikiem,któryzawszemnie
rozczula.
Wjejtoniesłyszętęsknotę,cosprawia,żepojawiająsię
nękającemnieodjakiegośczasuwyrzutysumienia.
Owszem,jestemwdrodzedodomu,ztym
żezamierzamjeszczewpaśćdoMoniki,niedawno
poznanejkobiety…
–Julian?Jesteś?
–Tak,maleńka,wybacz.Straszniesypie,amuszę
jeszczegdzieśpodjechać.Odezwęsięzajakąśgodzinkę
–obiecujęjej,chcącniecozyskaćnaczasie,poczymsię
rozłączam,bezczelnieudającproblemzzasięgiem.
Wsamochodziepachnieskórą,ulotnąnutąmojejwody
kolońskiejicygarem,któredwadnitemuwypalił
wewnętrzujaguaraznajomyprofesor.Nikomuinnemu
niepozwoliłbymnatakązuchwałość,aleJakubowi
Wilczyńskiemuwielezawdzięczam,międzyinnymi
posadęwprywatnejklinice,wktórejobecnie
zakotwiczyłem.
Telefondzwoniponownie,tymrazemnieznanynumer.
Ignorujęprzychodzącepołączenieizerkamwstronę