Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wydarzy.
Dalejmilczeli.PochwiliMaritzapowiedziała:
–Aletakiepodejściechybaniebierzepoduwagęsprawczości?
Przekrzywiłamgłowę,żebynaniąspojrzeć.
–Żeco?
–Chodzimioto,że…niemożeszoczekiwać,żetwójpierwszy
pocałunekbędzieniespodzianką.Wjakimśstopniusamamusisz
podziałać.Nobogdybymnierzucałaaluzyjnychtekstówaninie
starałasięspotkaćzE.J.,nigdybyśmysięniepocałowali.
Poczułam,jakrytmmojegosercaprzyspiesza.Tobyłotypowedla
Maritzyuważać,żerozgryzłajakiśtemat,wiedziałamjednak,
żemarację,tylkoniechciałamtegoprzyznać.Problempolegałnatym,
żeniemiałampojęcia,jak„podziałać”.Niewiedziałamnawet,
odczegozacząć.
SłowaMaritzypożarłycałąenergięzpomieszczenia.Żadneznas
niepatrzyłonaresztę,wszyscysiedzieliśmypogrążeniwewłasnych
myślach.WkońcuJaKorysięodezwał,wbijającwzrokwpodłogę:
–MojamamarozstałasięzPhilipem.
RazemzMaritząjednocześnieuniosłyśmywzrok.Mama
JaKory’egospotykałasięzPhilipemjużodroku,aJaKoryczęsto
wspominał,żenigdyniewidziałjejtakszczęśliwej.
–Co?!–wykrzyknęłaMaritza.–Kiedy?
–Wzeszłymtygodniu,kiedymieliśmytestykońcowe–mruknął.
–Niemiałemochotyotymgadać.Wolałemskupićsięnanauce.
Wymieniłyśmyspojrzenia.JaKorystraszniesięmartwiłomamę.
Rozwiodłasięzjegoojcemlatatemu,aJaKoryciąglesięprzejmował,
żejestsamotna.
–Cosięstało?–spytałamłagodnie.