Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–No,napewnoniepotrzebujetwojej.
–Cotonibymaznaczyć?
–Dobra,przestańcie–wtrąciłJaKory,rozdzielającnasszeroko
rozłożonymiramionami.–Odczekajmychwilkę.Wszyscyjesteśmy
wtymmomencieniecoprzewrażliwieni…
–Nicnamniejest–warknęłaMaritza.
–Maritza,niepodskakujipatrznadrogę.Codi,odpuść.Grantowi
nicsięniestało.Niechceniczyjejpomocyimadotegoprawo.
–Waszejpomocynapewnoniepotrzebuję–parsknąłGrant.
ObrażonyJaKorywyrzuciłwgóręręceiwbiłwzrokwokno.
SłowaGrantazabolały.Dopieropochwiliodzyskałamoddech.
Wmoimsercuwezbrałgniew.Obróciłamsiędobratazmorderczym
spojrzeniem.
–Niepowinieneśpotrzebowaćniczyjejpomocy–powiedziałam.
–Itakjesteśzamłody,żebysięprzejmowaćtakimirzeczami.
Grantrównieżwścieklenamniełypnął,nieodrywającgłowy
odszyby.
–Mamczternaścielat.Wszyscywmoimwiekuzkimśsię
spotykają.
–Aniepowinni.
–Mówisztaktylkodlatego,żesamanigdyniechodziłaśnarandki.
Założęsię,żenigdysięniecałowałaś.Żadnezwas…
Całemojeciałostanęłowogniu.
–Zamknijsię,Grant!Pewnie,żesięcałowałam,anawetgdybynie,
zapewniam,żenigdybymniestchórzyławtakiejsytuacji!
–Pierdolsię,Codi!