Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–To…jakfilm?
Grantprzesunąłsięnasiedzeniu.
–Głupi.
Spojrzałamnabratawlusterkuwstecznym.Siedziałopartyoszybę,
zpoliczkiemnadłoni.Jakostarszasiostrachciałamgopocieszyć,
udzielićdobrejrady,takjakkiedyś,gdybyliśmymłodsi,alebrakowało
midoświadczeniakoniecznego,bydoradzaćnatakitemat.
–Grant–powiedziałaMaritzakojącymtonem.–Niechcieliśmy
widziećtego,cosięstało…
–Niemamochotyotymrozmawiać–warknąłGrant.
Znowusięspięłam.Chciałam,żebyMaritzaniedrążyła,byzawiozła
nasdodomuiudawała,żenicsięniewydarzyło,alenienależała
doosób,którełatwoodpuszczają.
–Podobaszjejsię–zawyrokowała.–Widziałam,jaknaciebie
patrzyła.
Grantnieodpowiedział.
–Wiem,żezrobieniepierwszegokrokujestprzerażające–brnęła
–aledostanieszdrugą…
–Maritza–wtrąciłamgłośno.–Uczyńnamtęprzysługęisię
zamknij.
Zrobiłaoburzonąminę.
Światłazmieniłysięnazielone,samochódruszyłgwałtownym
skokiem.
–Chciałamtylkopomóc–fuknęła.–Zwłaszczażestarszasiostra
siedzicicho…
–Onniepotrzebujetwojejpomocy–odparłam,czując,żetwarz
mniepali.