Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wiadomo.
JużmiałempożegnaćwciążobrażonegoMaleskiego,
gdyspostrzegłemskazęnalśniącejtaflilewegobuta.
Schyliłemsięenergicznie,żebyzaradzićproblemowi,gdy
nagleusłyszałemwielkieprrr…Tegobyłojużnadto!
Spodniepękływzdłużliniipośladków,obnażającnie
pierwszejświeżościbieliznę.Corazbardziejnaglony
czasem,spojrzałembłagalnienakolegę:
Janie,beztwojejpomocyzginę!Pożyczspodnie!
Wimięprzyjaźni!Tonaprawdęważnespotkanie,może
nawetzwidokaminaprofity…
Niewielemnietoobchodzi!odparował
niewzruszony.
Wytoczyłemwięcniezawodnedziało:
Jakżeżto,nieobchodzi?!Człowiekdobrzeurodzony
niemożebyćtaknieczuły!
Acóżmadotegoszlacheckiepochodzenie?!
Jaktoco?Wszystko!Twojemaniery,szlachetność
charakteru,czułość…
No,no,wystarczyjużtychkaresów!Zeswoichmanier
orazczułegosercamamtylkotyle,żeiciebie,
iPatkiewiczabezustanniemuszęwyciągaćzawłosy
zkloakiodparłwyraźniejużłagodniejszymtonem,
odpinającjednocześnieguzikirozporka.
Natenznakfalaradościzalałamimózg,choćnie
pozbawiłaprzytomnościdotegostopnia,aby
przywdziawszynowynabytek,niezauważyć,sięga
onniecoprzedkostki.Wspodniachniższegokolegi
przypominałemcyrkowca,aleitakbyłem
muniepomierniewdzięcznyzawybawieniezopresji.
Wobawie,abysięnierozmyślił,wypadłemnaschody
niczymstrzałaicosiłwnogachruszyłemwkierunkuAlei
Jerozolimskiej.
Sytuacjabyłatrudna,choćniebeznadziejna.Zbliżało
siępołudnie,tymczasem,bydotrzećnamiejscepieszo,
potrzebowałemconajmniejdwukwadransów.Dlatego
gdyusłyszałemzasobąturkotdorożki,niemyślącdługo,
przywołałemwielkopańskimgestem.Dorożkarz
podjechałczymprędzej,alezmiejscamniezlustrował,