Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
naprzytuleniealbospontanicznyśmiechjuż
niekoniecznie.
Wyglądajakzamrożona–przyszłojejdogłowywdniu,
gdyzmarłababcia.Wtedysądziła,żematkasię
rozpłacze,okażerozpacz.Ona,Iza,byłapewna,żewtaki
właśniesposóbzareagowałabynapodobnąwiadomość.
Tymczasemmatkapoprostuodłożyłasłuchawkę,
spojrzałanacórkęipowiedziałaspokojnie:
–Pojutrzejedziemynapogrzeb.Mojamatkanieżyje.
Apotemposzładołazienkidokończyćrobienie
makijażu.
Nicdziwnego,żenieruszajejjakieśkolokwium
–skwitowaławmyślachdziewczyna.
Prawdęmówiąc,akurattegodniabyłojejtoakurat
narękę.
–Postaramsięzaliczyć–odpowiedziałamatce.–Ale
ztychnerwówniczegoniezjem–dodałastanowczo,
zewszystkichsiłstarającsięzapanowaćnadskurczem
brzucha.
–Zpustymżołądkiemtrudniejcibędziesięskupić,ale
jakuważasz…–Matkawłożyładoustkawałekpomidora.
–Zjemcośpokolokwium,wiesz,żemamobokuczelni
kilkafajnychknajpek.–Izaszybkowstałaodstołu
ipodeszładokuchennejszafki,gdziestałdzbanekzwodą.
Byleniepatrzećnajedzenie–pomyślała,wypijając
kilkamałychłykówpłynu.–Amyślałam,żeteporanne
nudnościsąmocnoprzesadzone.
–Jadzisiajbędęcałydzieńwdomu,więczrobięcoś
dobregonakolację–poinformowałatymczasemmatka.
–Maszjakieśzamówieniespecjalne?
–Wszystkojedno…Cozrobisz,tozjem.–Naprawdę
dłużejniemogłakontynuowaćtegotematu.
–Przepraszam,alemuszęsięzbierać.Jeślisięspóźnię,
doktornawetdosalimnieniewpuści.
Prawiewbiegłaposchodachizulgązatrzasnęłazasobą
drzwiswojegopokoju.Opadłanałóżko,twarzą