Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Pro​log
TegodniawKrakowiepanowałniesamowityupał.
Termometrywskazywałytrzydzieścipięćstopniwcieniu.
Siedziałemotępiały,czując,jakpotspływamidooczu.
Wyjąłemchusteczkęiotarłemtwarz.Siedzącyniedaleko
RobertOrłowskiposzedłwmojeśladyiteżwytarłczoło.
On,wprzeciwieństwiedomnie,niemiałnasobie
marynarki.Kaplicacmentarnaniepomieściławszystkich
żałobników,dlategowiększośćznichstałanazewnątrz,
gdziebyłojeszczebardziejgorąco.Chcącuciecmyślami
odostatnichwydarzeń,obserwowałemsiedzącą
niedalekoRenatęOrłowską.Zauważyłemjejporuszenie.
Spojrzenieutkwiławpierwszejławce,wktórejsiedziała
najbliższarodzina.Chybakogośrozpoznała,boszepnęła
cośdomęża,wskazującoczamiszlochającącicho
ko​bietęwśred​nimwieku.
Starałemsięskupićnasłowachksiędza
odprawiającegomszężałobną,alemitoniewychodziło.
Mówiłogólnikami,prawdopodobnienicniewiedział
natematzmarłejosoby.SiedzącaobokmnieLenamiała
oczyprzymknięte.Zastanawiałemsię,gdziebyła
myślami.Coczuła?Czyteżdenerwowałksiądzijego
kazanie?Ostatniooddaliliśmysięodsiebie,rzadko
rozmawialiśmyorzeczachistotnych,mówiliśmyjedynie
obłahostkachlubproblemachnaszychdzieci.Tochyba
byłamojawina,żeżonazrobiłasiętakniedostępna
izamkniętawsobie.Musimytonaprawić.Możeistnieje
dlanasjeszczejakaśszansa,żebywszystkowróciło
donormy?
Odetchnąłemzulgą,gdymszasięskończyła
iżałobnicyzaczęliwychodzićzkościoła.Konduktruszył
wkierunkumiejscawyznaczonegonapochówek.
Rozpoznałemwtłumiewszystkichuczestnikówrejsu.