Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział5
Renata
Tarnowskizadbałowszystko.KiedytylkoOrłowscy
wylądowaliwAtenach,dostaliSMS,żeprzedterminalem
czekajużnanichtaksówka,którazawiezieich
domariny.Pięćdziesiątminutpóźniejbylinamiejscu.
PrzywitałichBorysTarnowski.
–Witamserdecznie.Jakminęłapodróż?
–Dobrze,bezniespodzianek.
–Zapraszamwięcdorestauracjinaobiad.Poznacie
państworesztę,sąjużprawiewszyscy.
–Dużonasbędzienajachcie?
–Czternaścieosóbidwieosobyzzałogi.Skipperijego
pomocnik.
Zaprowadziłichdoprzepełnionejgośćmiknajpki,która
znajdowałasiękilkametrówdalej.Pokamiennych
schodkachweszlinadużyocienionytaras,gdzieprzy
kilkuzestawionychstolikachsiedzieliinniuczestnicy
rejsu.
Renatanikogonieznała,dlategonawetniestarałasię
zapamiętaćaniimion,aninazwisk,aniichkonotacji.
ZapamiętałajedynieimiężonyTarnowskiego,Anastazji,
isynaOskara.Uznała,żepozostałychogarniepóźniej.
Zauważyła,żewszystkiekobietybyłyodniejdużo
młodsze.Niektórenawetoprawieczterdzieścilat,bobyła
tamrównieżdziewczyna,któraniemogłamiećwięcejniż
dwadzieścia.
Orłowskawestchnęła.Boże,kiedyminęłytewszystkie
lata,gdybyłamłodądziewczyną?Naglepoczułasięstara
izmęczonażyciem.Możenietyleżyciem,ileliczbą
przeżytychlat.Jużniedługoonarównieżprzekroczy
magicznągranicęsześćdziesiątkiizostaniewliczona
dogronastatecznychemerytek.Nie,napewnonie