Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ3
Cieszęsię,żepoznałamkogośtakiegojakEthan,
ajeszczebardziejsięcieszę,żezechciałodprowadzićnas
dodomu.Widziałam,żezkażdąkolejnągodziną,która
oznaczałakilkapiwwięcej,stawałsięcorazbardziej
śmiały.Zapewnechciałpobawićsiędłużej,alezmęczone
koleżankiwykorzystałyjegodobreserceiubłagały,
bywróciłrazemznimi.
Liczbapodejrzanychtypówwokolicachklubunapawa
grozą.Podejrzewam,żegdybynieobecnośćEthana,
przyczepiłobysiędonaskilkukolesi.Naszczęścieniejest
ontakpijany,toteżwiększośćimprezowiczówomija
nasszerokimłukiem,posyłającjedyniewymowne
spojrzenia.
Niewiem,jakwy,alejaledwostojęnanogach
mówiwciążpodekscytowanaSally.Dawnosiętaknie
wybawiłam.Wdomurzadkoimprezowałam…Nodobra,
nigdynieimprezowałam.Ciągletylkosięuczyłam.
Dobrze,żenareszciemogłamtrochęzaszaleć.Dzięki,
żejesteście.
WyluzujodpowiadaJulie.Tonieczasanimiejsce
nackliwewyznania.
Głupiomi,żezostawiłamShane’awklubie.
PowinniśmyzabraćgozesobąmówiędoSam,
nacoonawzruszaramionami.
Nawetniewiesz,gdzieonmieszka.Właściwie
toniczegoonimniewiesz.
Całkiemdobrzenamsięrozmawiało…
Tak,wiem.Przecieżwasobserwowałam.Cochwilę