Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żepaniEdmonstonebyłagłębokowzruszona,zwłaszcza
wiedząc,jaksurowosięznimobchodziłpanMorville.
Uczułagłębokiewspółczuciedlategomłodzieńca,który
tra​cącdziadka,stra​ciłwnimcałąro​dzinę.
Kiedypierwszaboleśćspowodowanatymsmutnym
wypadkiemuśmierzysiępowiedziałabędziesz
zprzyjemnościąprzypominaćsobietouczucie,któretak
do​brzeumia​łeśoce​nić.
Ach!Gdybymumiałprzynajmniejnależycie
jeocenićzawołałWalterleczczęstobywałem
niecierpliwy,niedbały,bezuszanowaniadlaniego,
krnąbrnynawet...Och!cóżbymdałteraz,abybyć
jesz​czepodjegoopieką.
Wszyscydoznajemytakiegouczuciapociężkiej
straciepowiedziałapaniEdmonstoneleczty,
Walterze,maszprzynajmniejpociechę,żebyłeśosłodą
jegoży​cia.
Takbyćpo​winno.
PaniEdmonstonewiedziała,żeWalterpostępował
zawszewzględemdziadkajakdzieckoposłuszne
iprzywiązane,wspomniaławięcotym;leczonniechciał
na​wetsłu​chaćtejpo​chwały.
Och!Paniodrzekłniewierztemuwszystkiemu,
cotamomniemówią.Choćbymmiałtysiącewad,
chwa​li​libymniejesz​cze.
Potychsłowachzapanowałomilczenie,agdypani
Edmonstonenamyślałasię,czymmogłabygopocieszyć,
Wal​terzbli​żyłsięna​gledoniejipo​wie​działzza​pa​łem:
Mamwielkąprośbędopani...chodzimiowielką
łaskę...leczośmieliłaśmniepani.Widzisz,żejestemsam
jeden,wiesz,żeniemogęufaćsobiesamemu,czy
będziepanitakdobraizechcemniewziąćwswoją
opiekę...słuchaćmoichwyznańiostrzegaćobłędachtak