Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
III
Pro​mieńszczę​ściawięk​szymja​śniejebla​skiem,
je​śliod​bijaodcie​niabo​le​ści.
„Jakijabędęmiećzniegoużytek?”mówiłdosiebie
Karol,przypatrującsięWalterowiMorville,siedzącemu
przystolezksiążkąwręku.
Wyglądałnaniedorosłegomłodzieńca,byłbardzo
szczupłyiwydawałsięprzeztoowielewyższyniż
wrzeczywistości.Zdawałosię,jestbardzoczynny
ichoćterazsiedziałzagłębionywfotelu,wpostawiejego
niebyłozaniedbania.Niebyłpiękny,leczoczymiał
prześliczne,długieiczarnerzęsy,abrwidobrze
zarysowane.Włosyjegozaśbyłyowielejaśniejsze,
miękkie,zwijającesięwpierścienie.Płećmiałbiałą,jak
tomożnabyłospostrzecnaczole,leczresztatwarzy
ikształtneręcebyłyspaloneodsłońcaiostrego
po​wie​trza.Pełnezdro​wiaru​mieńcebar​wiłyjegopo​liczki.
„Jakijabędęmiećzniegoużytek?powtarzałsobie
Karol.Nanicmisięnieprzyda,jeślitakdalejbędzie
postępować;czytapoważniejsząksiążkęniżtewszystkie,
jakiewidywałemusamegonawetFilipa.Takiego
purytaninazniegozrobiono,żejużnanicprzydaćsięnie
może.Nie,niebędęsięjużnimzaj​mo​wał”.
Wziąłsiędoczytania,alepochwilipodniósłoczy
imruk​nął:
„Wszystkonapróżno!Niemogęoderwaćmyśli
odniego.Tenwyrazcichyispokojnydziwnieodbija
odrysówopalonychodsłońcaitychoczu,wktórych
błysz​czyjesz​czecałyogieńRedc​lyffe’ów”.
WtejchwilidopokojuweszłapaniEdmonstone
iobejrzałasięwkoło,jakbyszukajączajęciadlaswego
gościa.Nakonieczaproponowałamupartięszachów