Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zabawimysięnauroczystymbankiecie.Hotelopuścimy
wniedzielępośniadaniu.Anetatwierdziła,żenawet
absolwencimieszkającywWadowicachnienocują
wdomach.Dziwne…Amożeinie.Ostateczniemogli
dziękitemuurwaćsięwspółmałżonkomidzieciom,żeby
poudawaćwolnych,młodychiniezależnych.Chyba
że–jakwprzypadkuBartkaiAgnieszki–byli
absolwentamitegosamegorocznika.
Swojądrogą,ciekawe,czyoniteżnocująwhotelu.
Pewnietak,skoroAnetastwierdziła,żewszyscy.Poza
tymBartekprzezcałeliceumbyłprzewodniczącymklasy,
aAgawogóletraktowałaszkołęjakswojąwłasność.
Wcalebymsięniezdziwiła,gdybypodokreśleniem
„komitetorganizacyjny”krylisięwłaśnieoni.
Odetchnęłamgłęboko.Niebyłoczegorozważać.
Dziewczynysłusznietwierdziły–powinnamzamknąćten
tematdawnotemu.Zakopać,zapomnieć.Tymczasem
rozgrzebywałamgoprzynajmniejraznatydzień,
posypywałamgłowępopiołemirozrywałamszaty.
Jakbymmiałapoczym,dolicha.
Ponowniewestchnęłamzubolewaniemnadwłasną
głupotą.Jużchoćbydlategopowinnampojechać.Może
jeślizobaczętychdwoje,zdołamwreszciezatrzasnąć
zasobądrzwi.
Uśmiechnęłamsiędoswoichmyśli.Przechodzącyobok
mojegostolikamłodymężczyznamusiałstwierdzić,
żeucieszyłamsięnajegowidok.Najwyraźniejuznałmoją
minęzazachętę,boodwzajemniłsiętymsamym.Stanął
izapytałpoangielskuzmocnymamerykańskim
akcentem:
–Mogęsięprzysiąść?
Wokołoniebrakowałowolnychstolików,więcintencje
miałjasne.Zawahałamsię.Wkońcuniecodziennie