Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jakbychciałzaradzićmojejkonsternacjiizaspokoićciekawość.
UwolniłBanasiakazuścisku,atenpadłkobieciewramiona.
-Dzieńdobry-powiedziałemdonieznajomej.
-Dobry-odpowiedziała.-Banaś,ciiicho,ciiicho,będziedobrze
-szeptaładochlipiącegonarwańca.
-PaniKarolkowamieszka...o,tam-Marczykwskazałprzeciwległy
kraniecpodwórka.-Teżdoznałacudownegouzdrowienia.
Odruchowospojrzałemnajejnogi,nalaneizdeformowaneprzez
guzłyżylaków.
-Nie,paniKarolkowazaczęławidzieć-pouczyłmnieMarczyk.
Nadowódtegospojrzałanamniebadawczoizamrugałapowiekami.
-Toskądpaniwie,żetoBanasiak?-spytałem.
-Tomójkuzyn-odparłaspokojnie,lekceważącmoje
niedowierzanie.
-Jaktosięstało?
-A,jakośtak,obudziłamsięwnocyizobaczyłamksiężyc.
-Ijakpanioceniato,coterazwidzi?
Rozejrzałasiępopodwórkuzgarażami,konteneremnaśmieci
irzędemcuchnącychkomóreknawęgiel.
-Taksobie-powiedziała.
-Wyszedłemzeszpitala!-przestraszyłpanMichalik,właściciel
pobliskiegosklepu.Akuratwychynąłzzagarażu,wwymiętej
pidżamie,zdziwiony,jakbynawpółobłąkany.-Leżałemdwatygodnie
zestrzaskanymkręgosłupem,mówili,żejużpomnie.Iproszę.
-Starczytego-burknąłgniewnieBanasiak.-Poszedłwon!
Michalikgoniesłuchał.Stanąłwrozkrokunawyprostowanych
nogachibeztrududotknąłpalcamiczubkówpantofli.Byłzniego
kawałgrubasa.Gimnastycznywyczynzrobiłnamniesporewrażenie.
-Jakpanwyszedłzeszpitala?-spytałemMichalika.
-Zwyczajnie-powiedział.-Wstałem,znalazłemjakieśłapcie
iwyszedłem.
-Niktpananiezatrzymywał,szedłpanprzezmiastowsamej
pidżamie?
-Nikogojużniebyło,aniwszpitalu,aninaulicy.
-Gdziesiępodziali?
-No,przepadli,wiepan...
-Jasne-powiedziałem.-Miałpanpoważnyurazkręgosłupa,ateraz
czujesiędobrze,tak?
-Dobrze.
-Codobrze,codobrze!-Banasiakrzuciłsiędoniego.-Niezadużo