Book content

Skip to reader controlsSkip to navigationSkip to book detailsSkip to footer
Podróżniebyłaluksusowa,alemiejsceprzyokniesprawiło,
żeMalwinaprawiecałąpodróżspędziłaprzyklejonadoszyby.Samolot
czarterowystopniowoobniżałlot,czubkiwieżowcówzdawałysiębyć
corazbliżej.Dostrzegłaszerokieulice,którymisunęłysznury
samochodów.Przezchwilęmiaławrażenie,żepilotzapomniał
olądowaniu,bozamiastkierowaćsięnalotnisko,lecielinawprost,
wgłąbpustyni.Budynkówbyłocorazmniej,ulicewyglądały
nawęższe,rzadkoprzecinałypiaszczystyteren.Przezchwilęjedynym,
cowidziała,byłolekkozamgloneniebozzawieszonymniskonad
horyzontemsłońcem,którepomarańczowąpoświatąrozświetlało
pustynię.
Pokilkuminutachwylądowali,apasażerowiezaczęlitłoczyćsię
przywyjściu.Naichtwarzachmalowałasięeuforia,ot,właśnie
przechytrzylinaturęizmroźnejPolskiprzenieślisiędociepłego,żeby
niepowiedziećgorącego,kraju.Malwinarównieżwstała
podekscytowana.Czuła,żemaprzewagęnadpozostałymi.Oni
zatydzień,najdalejdwawsiądądosamolotupowrotnegoiznowu
codzienniebędąsięmierzyćzzimą.Aona,kiedywróciwmaju,
zastaniepięknieukwieconąPolskę.Uśmiechnęłasiępodnosem.
Zaczynałozmierzchać.Zdjęłasweteriwcisnęłagodoplecaka,
poczymruszyładowyjścia.Zanimzeszłaposchodach,zatrzymałasię
nachwilęiwciągnęładopłuczmęczonegorącempowietrze.
Przywiodłojejnamyśl…Nowłaśnie.Co?Jeszczerazodetchnęła
głęboko,zamknęłaoczy.Pachniałoinaczej.Trochęjaksłońcewlane
donaczyniaiposypaneczymśsłodkim,ajednocześniepikantnym.Nie
potrafiłanarazieokreślić,cotomogłobyć.
Ktośztyłupopchnąłdelikatnie,dającsygnał,żepozostaliteżchcą
wysiąść.
PrzedstawicielfirmyART-Designjużczekałwhaliprzylotów.
PrzywitałMalwinęszerokimuśmiechem,przedstawiłsięjakoMartin,
opiekunprzybyłychpracowników.Razemruszylinapostójtaksówek.
Jutrobędzieciemielijeszczedzieńwolnynazaaklimatyzowanie
się,apotemczekawasciężkai,mamnadzieję,owocnapraca
powiedział,kiedybylijużwsamochodzie.Tojestpaniklucz
domieszkania.Będziejepanidzielićztrzemainnymiosobami.
Tak,wiem.Wsunęłagodobocznejkieszeniplecaka.Dziękuję.
***
MieszkanieznajdowałosięwdzielnicyDeira,wstarejczęści