Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
**
Bpoczątekwrześnia,jedenztychpochmurnych
deszczowychdni,którezwiastująnadchodzącąjesień.
Jacek,jakcodzień,wyskoczyłranozpsem,kupiłświeże
bułki,anastępniestarającsięnieobudzićżony
iteściowejzaparzyłkawę,zjadłszybkieśniadanie
iwy​sze​dłdopra​cy.
Wsamochodziedopadłogoprzeczucie,żeten
poniedziałekprzyniesiekatastrofę.Wewnętrzne
podenerwowaniewzmagałosięzkażdymkilometrem
przejechanymwślimaczymtempie.Jużwiedział,żesię
spó​źni.
Dla​cze​go,kie​dypada,za​wszekor​ki?wark​nął.
Zerknąłnakierowcęjadącegolewympasem.Tenteż
nietry​skałhu​mo​rem.Za​ci​ętatwarz,zmęczo​neoczy.
SzaraWarszawa,korek,deszcz,adotegowszystkiego
je​sień.
Ku​źwajęk​nąłJa​cek.Ser​ceza​pło​nęłomuża​lem.
Nagleogarnęłogowielkiewspółczucie.Dlasiebieidla
wszystkichnieszczęśnikówwokół.Dochodziłaósma,otej
porzegdzieścałkiemblisko,choćbywHiszpanii,jaśniało
słońce,prawdziwesłońceprzedzierającesięprzez
prawdziwązieleń.Gdzieśdelikatnieszumiałyfale
oce​anu,gdzieśwy​da​wa​łytre​leko​lo​ro​wepta​ki.
GdzieśbudziłasięwłaśnieLidia,czekającnaporanne
po​ca​łun​kiipiesz​czo​ty.
AleLidiasiedziałaprzecieżtużobok.Zamyślona,
milcząca.Posągowopiękna.Jacekzerknąłnasiedzenie
pasażera.Naprawdętambyła.Wiedział,oczywiście,
żeniejestprawdziwa,żetotylkowytwórjego
wyobraźnitulpa,jeszczezbytświeża,byrozwinąć