Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
poprostu...Joanną.Kobietąteż,przyokazji.Aleprzede
wszyst​kimJo​an​ną.
PaniAsieńko...KrawczyknachyliłsiędoJoanny
iszarmanckoująłjejdłoń,poczymucałował.Jackowi
przemknęłoprzezmyśl,żesąsiadzaczynazachowywać
sięna​zbytpo​ufa​le.
PanieMirku.Joannawestchnęłaciężko,najej
twarzypojawiłsięjednaklekkiuśmiech.Panwie,
żejadlapana,dlaspółdzielni...dlanaszegoosiedla...
wszystko.Alekutastokutas.Iniemówimytuprzecież
ofrędz​lachczypom​po​nach,leczoprąciu.
Aleniemożemydaćnanaklejce„Karneprącie”,
wy​śmie​jąnasupie​rałsięKraw​czyk.
Dlategoproponujęinnerozwiązaniepowiedziała
Joanna.Zrezygnujmyzwulgarnychokreśleńidajmy
„Śle​pagni​da”.Brzmirów​niedo​sad​nie,niesądzipan?
„Ślepagnida”...powtórzyłKrawczyk.Nawet
niezłeprzyznał.Ita„ślepa”pasuje,boniewidzi,
żesta​jenapo​ło​wiechod​ni​ka...Po​do​bamisię!
No!ucieszyłasięJoanna.Anagrafice,natym
środkowymwysuniętympalcu,zamiastpenisa
na​ry​su​je​myobrzy​dli​wąwesz.Niktnielubiwszy.
Nojasne.Świetnypomysłzgodziłsię
zen​tu​zja​zmemKraw​czyk.
Emocjechybazaczęłyuderzaćmudogłowy,
bozarównowyrazjegotwarzy,jakigestyprzybrały
niecodziwnąformę.Uśmiechałsięszerokoizzapałem
przytakiwałJoannie,poruszającprzytymgłową
gwałtownieirytmiczniejakdzięcioł,któryuderza
dzio​bemwpień.
Jacekteżpoczułprzypływemocji.Tychniechcianych.
Myślipędziłymujakoszalałe.Niemógłpozwolić,
byJo​an​naza​anek​to​wa​łanaspa​ce​rypsa.