Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
którzytakparkują,żeprzejśćsięnieda,zagradzają
chodniki,śmietnikiiwejścia.
–O,jużsięzapaliłam!–krzyknęłapodekscytowana
Joanna.Wszelkietegotypuosiedloweakcjewywoływały
uniejdreszczpodniecenia.Byłachętnapodjąćkażdą
aktywność,byletylkozapisaćsięwświadomości
współlokatorówjakotanajbardziejzaangażowana
inajbardziejpomocna.
–Wiedziałem,żemożnanapaniąliczyć–ucieszyłsię
Krawczyk.–Wspólnymisiłamiwyplenimywkrótce
tęsamochodowązarazę.
–Acokonkretniemiałabymrobić?Notowaćnumery
rejestracyjne,donosićpanu?Dzwonićdostraży
miejskiej?
–Tonicnieda–prychnąłprezes.–Tutrzeba
konkretnieiostro.Takjaksąsiedzizosiedlaobok.
Wyprodukowalispecjalnenaklejkinaszyby.Inaklejają
bezlitości.I,proszępani,skutkuje.
–Naklejki?–dopytałaJoanna.
Jacekskrzywiłusta.Jakokierowcawiedział,ojakie
naklejkichodzi,aleJoannaniebyłazorientowana.
–O,proszę,mamtutajprzykładową–powiedział
Krawczykisięgnąłdoteczki.PodałnaklejkęJoannie.
–Hmm...–Joannazmarszczyłabrwi,przechylając
głowę.Wnikliwieprzyglądałasięnalepce.–Niewiem,
copowiedzieć...–wydusiławreszcie.–Jakaśtaka...
Wulgarnazabardzo.
PodałanaklejkęJackowi,którytylkomruknąłcośpod
nosem.Nieinteresowałagonaklejka,znałjejformę,
bardziejdenerwowałgosampomysłrozklejaniatakich
nalepek.JeśliJoannanatoprzystanie,toonabędzie
zabieraćpsanaspacery,anatoniemógłpozwolić.