Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wyjrzałam,żebydokładniejsięprzyjrzećtejchmurze,conadpolami
odZelowazalegałaodrana.Ipatrz,tachmura–zrobiłaznaczącą
przerwę–…teżczarna!Nawetsięucieszyłam,żebędziedeszcz,
bocośsuchatawiosna.Patrzę,atuDudyjadąinaszaLenorkaznimi
–Brygidagrzechoczegarnkami,synówprzewija,poprawiazapaskę
córceizanicniemożesięuspokoić.
–Dajspokój–prosiKonstanty.–Usiądźwreszcie.Naszczęście
dlanasnicsięniestało.
–Gdybymtylkoniewyskoczyła,chociażKaziamówi,daj
dziewuszespokójniechseodetchnie,alemnieażdźgnęłoodśrodka.
Atasmarkatajeszczemipyskowała.Ledwiezwozuzlazła,jakjaka
księżniczka.Myślałam,żeniezdzierżę,alewytrzymałam.Takie
nieszczęścieusąsiadów!OMatkoBoska!–tymrazemprzeżegnałasię
podobrazem.–Alecotamsięwłaściwiestało?
–Tegoniewiemy.
–Dudagłosuzsiebieniewydał.Możejużnigdysięnieodezwie.
Takbywa.
–Mamnadzieję,żenaszacórkawkońcusięodezwie–zaniepokoił
sięPstroński.
–Odezwiesię,odezwie–machnęłaręką.–Chociażbypoto,żeby
mipyskować.
–Niewiem.
–Alejawiem.
–Skądmożeszwiedzieć?
–Takierzeczypoprostusięwie.Jawiem–odpowiedziała
Brygidkakategorycznie.
AmeliaprzyjechaławodwiedzinydodomuiLenorkaopowiedziała