Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
naziemię,postronieprzeciwnejniżstałamatkainatychmiast,nie
oglądającsięzasiebieruszyławdrogępowrotnądodomu.
–Atknijmniechociażpalcem,topowiemojcu!–rzuciłaprzez
ramiędomatki,którajakżmijaszykowałasięjużdoataku.
Szłyprzezwieśtaksamoponure,jakdwiegradowechmury,które
ciemniejączgodzinynagodzinę,nadciągałyodpól.
Ledwozakrzątnęłysięwokółgospodarstwa,ledwoKonstanty
zkuźnidodomuzajrzał,przyleciałazkrzykiemMartynowaizanim
jeszczezdążyłaimrękąpokazać,samipoczuliswądspalenizny,
apotemzobaczyliczarnysłupbijącegowniebodymu.Całarodzina
orazparobcywyleglinadrogęipatrzyliwstronęlasu.
–Dziwnyjakiśtendym–zaniepokoiłasięBrygida.–Ciężki!
–Wiatruniema,tociężki–zauważyłKonstanty.
–Niemawiatru,tojedno,ale…ciężkijakiś.Dziwny!–upierała
siężona.–Trzebajechać.Zaprzęgajcie!
–Tamprzecieżżadnejchałupyniema!–wzruszyłaramionami
Martynowa.
–Dudyposłomę,cojąnałącepodlasemwstogachtrzymają,
pojechali–wyjaśniłaBrygida.–Atendymjakiśtakiciężki!
Niedobrzejest!Atycholero,chciałaśznimijechać!–wrzasnęła
doLenorki.
Pojechali.Martynowazdziećmizostała,aLenorkauojca
wyprosiła,żebyjąteżzabrał.Caławieśzanimiteżpospieszyła
zaciekawiona,czemustaryDudaswojewielkiestogipali.Wiatrudalej
niebyło,niebojeszczebardziejpociemniało,apodlasemwidniałjuż
niejedenczarnysłupdymu,aledrugiitrzeci,żywymogniemzajęte.
Stanęliludziepółkręgiemwokółtrzechogromnychognisknaskraju
czarnegolasu,zupełniejaknaświętegoJanaipatrzą.Iskryczasem