Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sięwdłoni,jeden,obłyipłaski,idealnienadawałsiędorzucania
kaczek.
ŁapkamieniepoleciłGrześkowi.Łapkamienieijazda.
Ponowniezerknąłzasiebie,zacisnąłdłonienaubłoconych
pociskachirzuciłsiębiegiemwdół,krzyczącgłośno.
Darłsiętakipędził,nicsobienierobiączmarnowanegooddechu,
astromyspadsprawiał,żezkażdymkrokiemnabierałcorazwiększego
rozpędu.Gdzieśtamztyługłowyhuczałamumyśl,żemożesię
potknąć,pośliznąć,skręcićnogę,aleniezdolnydozatrzymaniasię,
pchanyniewidzialnąsiłągrawitacji,nieprzejmowałsiętakimi
bzdurami.Będziejakbędzie.Terazwidziałtylkodrzewa,kuktórym
niebezpieczniesięzbliżał,dwóchpracownikówpapiernizaskoczonych
jegoszarżąiKacpraprzedzierającegosięprzezchaszcze.Szło
mulepiej,niżmożnabyłoprzypuszczać.Musiałatambyćjakaśukryta
ścieżka.
CośśmignęłoJózkowikołouchaiuderzyłoopobliskipień,
odpryskująckawałekkory.KamieńGrześka!
Przypomniałsobieoswoichiniemierzącnawetszczególnie,cisnął
najpierwjednym,apotemdrugimkamieniem.Chybił,alewślad
zanimipoleciałykolejne,zlewa,awięcrzuconeprzezDarka.Jeden
znichtrafiłwramięstarszegopracownika,łysiejącegochudzielca,
atenzatoczyłsię,krzyknąłcoś,poczymschowałsięzadrzewem.
Jegotowarzysz,rosły,masywnyblondynwyglądającynaopóźnionego,
zakląłszpetnie,choćjakośbezprzekonania.Zarazteżzarobił
kamieniemwrękę,apotemtużnadsercem.
Gdybytobyłastrzałaalbonóż,przemknęłoJózkowiprzezgłowę,
gdywpełnympędziewpadałnażwirowądrogę,byłabyakcjajak
zRambo.
Przebiegłpołowęulicy,zanimzaryzykowałiobejrzałsięprzez
ramię.TużzasobądostrzegłGrześka,odDarkadzieliłoichcoprawda
kilkametrów,alesporowolniejszypościgjużmuniezagrażał.Kacpra
niewidział,coakuratwziąłzadobryznak.
Narozwidleniuzawahałsię,jednakuznał,żeniebędziewracał