Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział5
Tedwatonicniezrobią.Głupiestrasznieijedyne,
nacojestać,toujadanieiszarpanieportek...alejakby
Baruśskoczył...oj,tonawetNajświętszaPanienkabywas
nieuchroniłaprzedjegozębamiwnajczulszymmiejscu
powiedziałakobieta,podającimherbatęwstarych
miedzianychkubkach.
Soniarozglądałasięniepewniepociemnejizbie,
podczasgdyRobertszukałdziurwswoichnogawkach.
Przezniewielkieoknawpadałodośrodkamałoświatła.
Drewnianeściany,naktórychprzezlataosadzałsiędym
zpieca,byływdużejczęściobwieszonewiązkami
suszonychziółiobrazkamiświętych,malowanychręcznie
nakawałkachkory,kartonikach,anawetnakolorowych
szkiełkach,któreprzedziurawioneipowieszone
nałańcuchupodsufitemtworzyłyoryginalnąozdobę.
Wśrodkubyłoniewielemebli.Dwaniewielkiełóżka
zsuniętezesobątworzyłysypialnię.Podoknemstałmały
drewnianystoliczek,akołoniegodwakrzesła
wyglądającenamałostabilne.Soniasiedziała
nadrewnianejskrzyni,podczasgdyLewpowielokrotnym
obejściupomieszczeniawkońcuzdecydowałsię
naoparcieodrewnianyparapetotwartegookna.
Nazewnątrzwpatrzonewniegopsywciąższczekały,
zmniejsząjużzawziętością,niedającjednakzapomnieć
oswoimistnieniu.
PaniWawrzyniakowa,niewiem,czypaniusłyszała,
jakmówiłem,zanimpaninaswpuściładodomu,
żerazemzaspirantkąSoniąCzechprzyjechaliśmy
zKomendyStołecznejwWarszawie.
Małowidzę,alesłuchmamniezłyodpowiedziała
kobieta.
Dobrze...więcprzyjechaliśmywsprawiezgłoszenia
zaginięciapanicórkiJagody.Proszęnamcoświęcej