Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przypominałojużgniew.
–Próbowałemtylkookreślićpanizamiary–jąkałsię.
–Mojezamiary?–UniesionebrwiHollyzniknęłypodjej
grzywką.Potakimdniu,jakiwłaśniemiałazasobą,
tłumaczeniesięprzedwioskowymistróżami
praworządnościbyłoostatniąrzeczą,najakąmiałateraz
ochotę.Wyprostowałaplecyiwzięłasiępodboki.
–Popierwsze,skoroniejestpanpolicjantem,
absolutnieniemapanprawawypytywaćmnie,cotutaj
robię.Podrugie,czynaprawdępanpodejrzewa,
żezamierzamobrabowaćsklepzesłodyczami?
Poważnie?Trzybudynkidalejjestjubiler,azarazzanim
sklepzantykami.Niewspominającjużotychwszystkich
domkachletniskowychprzySherborneStreet,które
wtygodniuświecąpustkami.Jeślijużmiałabympokusić
sięokradzieżzwłamaniem,towtejwsisąchybaowiele
lepszemiejscaniżtenniewielkiprzybytek,czyżnie?
Mężczyzna,którywyglądałjużnietylko
nazmieszanego,alerównieżnacokolwiek
przestraszonego,cofnąłsięokrok.
–Awięcpanitutejsza?–zapytał.
–Nobrawo.Ateraz,jeśliwolno,moimjedynym
zamiaremjeststaćtutaj,gapićsięnatesłoiki
zesłodyczamiipilnowaćwłasnegonosa–powiedziała.–
Jestztymjakiśproblem?
JegojabłkoAdamapodskakiwałonerwowotowgórę,
towdół;całajegopierwotnabrawurazniknęła,alecień
nieufnościpozostał.
–Przepraszam,niepoznałem.Miłegowieczoru–
powiedziałiszybkoruszyłwdółHighStreet,znikającjej
wkrótcezpolawidzenia.
–Miłegowieczoru,dobresobie–prychnęłanagłos
iodwróciławzrokzpowrotemwstronęsklepiku.
DwadniposwoichczternastychurodzinachHolly