Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Acóżtozakokon?–parsknęłanademnąpięknaLaura.
–Wyglądaszjakogromnalarwa.Lepiejsiępodnieś,bowszyscychcą
wyjść.
–Takibyłmójplan–mruknąłemprzezzęby.–Alezupełnie
ścierpłymiręceiniemogęsięruszyć.
Jejperlistyśmiechbyłbyurzekającywkażdejinnejsytuacji,jednak
widokzbliżającychsiębutówArielaniepozostawiłmiczasu
nazachwyty.
–Stój!–krzyknęładoniegoLaura.–Twójziomekleży
napodłodze.
Nachyliłasięnademnąijejkasztanowelokiporazdrugitegodnia
połaskotałymniepotwarzy.
–MaktośnumerdoGreenpeace?Mamyturzadkigatunekpłetwala
podłogowego.Pomóżmigopodnieść,bosamaniedamrady.
Arielstanąłokrakiemnapodwyższeniachpodfoteleizłapałmnie
podpachami.Pochwilibyłemjużwpozycjiklęczącejimimo
skrępowanychśpiworemnógpodniosłemsiędopionu.
–Dzięki–wyjąkałem.
–Mówiłemci,nienabrzuchu.
–Musiałemprzekręcićsięweśnie.
Towarzystwozirytowanetym,żezabrałemimpięćminutprzerwy,
przepchnęłosiędodrzwi.
–Żadnegospanianaziemi–warknąłdomniePing-Pong,jakbym
byłmasochistąizamierzałponowniepchaćsiędogipsu.
–Takjest,paniekapitanie.
–Będęcięobserwował,Jonasz–zmierzyłmniewzrokiem.Amiał
czym.