Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
V
WstaroświeckimgabineciewSłodkowcachcichorozmawiałodwóch
panów.
–Więczałatwiłeśznimipolubownie?Todobrze,aleczysięnie
rozzuchwalą?–pytałstarypanMaciejMichorowski.
–Zagroziłemwydaleniemwrazieponowieniabuntu–odrzekł
ordynat.–Doszedłemcałejsprawy:poprostubyliotumanieni.Zresztą
nieonipodpalili.Głównybłądadministracji,żepozwoliłanaburzenie
umysłów.Ostatecznie,mniesięniestaławielkakrzywdaalerobotnicy
poszkodowanibardzo.Pomimoenergicznegoratunku,całydobytek
poszedłzdymem.
–Atyichpewnowspomożesz?–rzekłstaruszekzuśmiechem.
–No,skoronierozpędziłemnaczterywiatry,totymbardziejnie
damimzginąćzgłodu.Młynybędęodbudowywał,więcrobotadlanich
jestnacałelato.
–Igorzelniępostawisz?
–Wątpię.
Ordynatzacząłchodzićwzdłużgabinetu.PanMaciejzamyśliłsię.
Pochwilispytałznowu:
–Podwyższyłeśimpłacę?
–Onie!Tegobymniezrobiłpodpresją.Zresztąwynagrodzeniemają
bardzodobre,isamiotymwiedzą.Próczkilkunarwańców,ogółnawet
tegoniewymagał.
–Apamiętasz–wSzalach?
Ordynatzatrzymałsię.
–Tak,aleĆwileckiniewypłacałswymludziominaczej,niż
podziesięciuterminach,itopowielkichprośbach.Wogólewszystkie
warunkiuniegobyłyokropne.Moimludziomwytłumaczyłem
bezzasadnośćichpostępku.Zrozumieli,sąskruszeniiznowusłużą
mizufnością.Zawziętośćnatomiastprzeciwagitatoromjesttaka,
żeobawiamsięrozlewukrwiwraziepojawieniasięnowych.O,nowi
nieprędkosiępojawią!
Znowuumilkli.Waldemarchodziłpogabinecie,panMaciejpatrzał
woknonaszaredrzewaparkuigromadytrzepoczącychsięwróbli.
Głowastarcabyłazupełniebiała,białewąsyibrwi,twarz
pomarszczona,bolesna,plecyzgarbione.Przedstawiałruinęczłowieka.
Tylkowoczachgorzałajeszczeduszażywa,myśląca,chwilami
tragiczna.Pomiędzybrwiamibólzastygłiwryłsięwciałogłęboką
bruzdą.Potymczłowiekużycieprzeszłociężkimbólem,zostawiając
posobieśladywalkinieszczęść.Lecznajwięcejbiałegowłosanagłowę
abolesnychbruzdnaczołorzucałponurydramat,któryzgnębiłjego
wnuka.
ZgonnarzeczonejWaldemarastałsiędlastarcanajostrzejszym