Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIERWSZY
Wpowietrzuwisiałocośniedobrego.
BrunoCalazzo,młodyrycerzZakonuSzpitalnikówŚwiętegoJana
Jerozolimskiego,niemiałcodotegożadnychwątpliwości.Świadczyły
otymdreszcze,którepomimoupalnegomaltańskiegodniacorusz
spływałymupoplecach,orazosobliwyuciskwskroniach,tłumiący
wszelkiezmysły.Brunoniemiałwzwyczajutakichsygnałów
ignorować.
Tymbardziejżeitejnocyśniłamusiękobiecatwarzwśród
płomieni,wykrzykującaniewyraźnesłowa.Wołaładługo,zasłaniana
corazbardziejżarłocznymogniem,znikła,aBrunozerwałsię
zpryczyzmocnobijącymsercemidługowpatrywałwchłodną
ciemnośćdormitorium.Niewielejużzaznałsnutejnocy,oświciezaś
zotępiałąobojętnościąprzyjąłwieściotym,żeprzypołudniowych
wybrzeżachMaltyrzekomowidzianotureckiegalery.
Wieluspośródbracizakonnychwątpiłowprawdziwośćdoniesień
rybaków,którzyprzybylizsensacyjnymmeldunkiem.Przeważali
wtymgroniezwłaszczastarsirycerze,znaturypopierającystanowisko
wielkiegomistrza,sędziwegoHiszpanaJuanadeHomedesa,który
odlatpozostawałgłuchynawszelkieostrzeżenia.Niektórzyotwarcie
pokpiwalizpanikującychrybakówiostentacyjniepowoliszykowalisię
dowyjazduzfortuŚwiętegoAnioła,ichgłosyjednakginęływśród
tryumfalnychpokrzykiwańcobardziejbuńczucznychkonfratrów,
mającychnadziejęnarychłąrozprawęzwrogiemChrystusa.Siodłano
konie,sprawdzanobroń,przydzielanorejonypatrolowania.Komendy
iszczękorężaodbijałysięechemodkamiennychścianfortu.
Kawalerowiezakonuruszalinawojnę.
TwarzBrunonaCalazza,któryjechałwśrodkuoddziału,była
jednakrównienieporuszonajakobliczewielkiegomistrza,który
przyglądałsięwymarszowiwojskzwysokościmurów.
Niedługotrzebabyłoczekać,bybezlitosne,palącesłońcewyspy
wydusiłozsercrycerzyzawadiackośćorazbrawurę,aponichwszelkie
inneemocje.Sunęliwkilkadziesiątkoninapołudnie,spowici