Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
poschodach.–Zresztąfaceciniegadająotakich
sprawach,tojakośgłupio…Wdodatkuzwłasnymojcem.
PozatymBarteksamniewiedział,comiałby
powiedzieć.Iniedlatego,żesięwstydził,aledlatego,
żesamniebardzopotrafiłzrozumieć,cosięstało.
Jeszczewczorajbyłprzekonany,żewreszcieznalazł
dziewczynę,ojakiejmarzył,inadodatekonaczuje
tosamo.Adziśbyłjużjejbyłymchłopakiem.
Jaktomożliwe?–zmarszczyłbrwiiszarpnąłdrzwi
odklatki.
Kiedypodczasprzerwywzajęciachzobaczył
nawyświetlaczujejnumer,bardzosięucieszył.Odrazu
oddzwonił.
–Cześć,skarbie!Jaksiędziśczujesz?
–Dobrze–padłalakonicznaodpowiedź.
–Napewno?Bomasztakidziwnygłos–wyraził
wątpliwość.
–Napewno.
–Toco?Spotkamysiędzisiaj?–zaproponował.
–Kończępracęwcześniej,boodwudziestej.Może
wpadnieszdopubuiwybierzemysięnanocnyspacer?
Częstotakrobili.Przychodziłapółgodzinyprzed
końcemjegozmiany,siadałaprzybarzeiczekała.
Obserwowałajegopracę,uśmiechałasię.Barteklubił
tospojrzenieicieszyłsię,żemogąbyćrazemtrochę
dłużej,nawetjeślioddzieleniodsiebiedrewnianym
blatem.
Pozatymniewidzielisięjużdwadniimusiałprzyznać,
żezwyczajniesięzaniąstęsknił.Byłpewien,żeona
także,więcwpierwszejchwilisądził,żesięprzesłyszał.
–Niespotkamysię–oznajmiła.
–Alejakto?–przystanąłnaśrodkukorytarza,nie
zważającnapotrącającychgostudentów,którzyspieszyli
sięnakolejnezajęcia.
–Niespotkamysię–powtórzyła.
Jużwtedypoczuł,żecośjestnietak.