Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nalewoodmłodzieńcairozsiedlisięnadwodą.Śmialisię
irozmawiali,jednakniedałosięsłyszećoczym.Zaczęli
opróżniaćbutelki,ajedenzmężczyzncośradośnie
podśpiewywał.
Edekrozejrzałsiędookoła,zerknąłjeszczeraznadrugi
brzeg,odwróciłsięiruszyłwdrogępowrotną.Minąłznów
baraki.Szedłspokojnie,zamyślony.Pochwiliprzemierzył
Rynekizbliżyłsiędoswojejkamienicy.
Poddrzwiamibudynkuzamajaczyławciemnościjakaś
postać.Zkolejnymikrokamistawałasięcoraz
wyraźniejsza.Zanimjednaknabrałarozpoznawalnych
kształtów,przemówiła:
–Dobrywieczór,młody.Co,wieczornyspacer?
Wtejchwilichłopakrozpoznałdozorcę–pana
Wiesława.
–Tak,chciałemsięprzejść,alechybaidęjużspać
–odparł.
–Pewno.Zimnocholernie,październikjuż–powiedział
dozorca,poczymdorzucił:–Otejporzetolepiejtunie
spacerować…nieszukaćguza.
–Tak,wiem.–Edekpodszedłdodrzwi,chwycił
zaklamkęirzekłnaodchodne:–Dobranoc,panie
Wiesławie.
–Dobranoc,młody.
Schodyskrzypnęły,anaklatcebyłocałkiemciemno,
gdychłopakwchodziłnapiętro.
Ciekawe,czyśpiąjuż,czygadają?–pomyślał.
Pochwilibyłjużwmieszkaniu.Nastolepłonęła
świeca,arodzicesiedzieliprzyniejioczymśrozmawiali.