Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
IVCzarnapół​noc​nica
Przezkilkachwilmłodapannasiedziaławmilczeniu,
oddającsiętegorodzajuwieszczymprzeczuciom;białejej
dłoniezaciśniętebyłynieruchomonaskroniach,jak
gdybycałąsiłąduszypragnęłabądźwyjaśnićprzeszłość,
bądźteżod​gad​nąćcze​ka​jącąprzy​szłość.
Marzeniajejtrwałyjednakkrótko.Wyrwałyznich
dolatującezzewnątrzokrzykizmieszanezesłowami
trwogi.
Luizarozpoznałagłosswegobrata,wktórego
wy​po​wie​dziachznaćbyłosilnynie​po​kój.
Spójrz,oj​cze!Czyjewi​dzisz?
Gdzie,Hen​ryku,gdzie?
Otam,zawo​zami.Wi​dziszjużte​raz?
Tak,widzę,aleprawdęmówiącniewiem,
cototakiego.Wyglądają,jak...jak...Poindexternie
mógłznaleźćwłaściwegoporównania.Naprawdę
po​ję​cianiemam.
Możetrąbywodne?podsunąłbyłykapitan,który
nawidokniesamowitychprzedmiotówzdecydowałsię
wreszciedołączyćdojeźdźcówotaczającychkolasę.Ale
tochybaniemożliwe!Niewidujesięichwtakwielkiej
odległościodmorza.Nigdyniesłyszałemopojawieniusię
ichnapre​riach.
Czymkolwieksą,najwyraźniejsięporuszająrzekł
Henryk.Popatrzcietylko!Skupiająsię,toznowu
rozdzielają.Gdybynieto,możnabypomyśleć,
żetool​brzy​mieobe​li​skizczar​negomar​muru!
Wielkoludyalboczarodziejskiezjawypodjął
żartobliwieCalhoun.Osiłkijakieśnieztegoświata,
którymprzyszładziwnaochotazażyćprzechadzkipotym
wstręt​nymste​pie!