Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
IIISte​powydro​go​wskaz
Podróżniprzestaliniepokoićsięodrogę.Wężowyślad
ciągnąłsięnieprzerwanieibyłtakwyraźny,żenawet
dzieckomo​głobysięnimbeztrudukie​ro​wać.
Śladtenniebiegłprostąlinią,leczwiłsiępośródkęp
zarośli,aniekiedywyraźniezbaczałzdrogi,jak
bywposzukiwaniumiejscniezasłanychzwęglonymi
szczątkamidrzew.Najwidoczniejgoniecchciałoszczędzić
wozomtrudnościzwiązanychzomijaniemprzeszkód:przy
każdymbowiemzakręciepodróżniwidzielinaszlaku
zwa​lonepnielubinnepo​dobneza​pory.
Jaktenmłodyczłowiekmyśliowszystkim!
zauważyłPoindexter.Corazbardziejżałuję,żenie
spytałemgoonazwisko.Jeżelinależydozałogifortu,
tosięspo​tkamy.
Zpewnościąpotwierdziłjegosyn.Bardzobym
tegopra​gnął.
Córkaplantatora,ukrytaprzedichwzrokiem,
dosłyszałazarównosłowaojca,jakiodpowiedźbrata.Nie
powiedziałanic;spojrzeniejednak,jakimobrzuciła
Henryka,zdawałosięświadczyć,żesercejejtkliwie
po​dzielawy​ra​żonena​dzieje.
Plantatorbyłwświetnymhumorze.Cieszyłsię,
żenużącapodróżmasięjużkukońcowiiżewkrótce,
jeszczeprzednocą,ujrzynowonabytedobra.
Arystokratycznajegoistotaprzepełnionabyłaniezmierną
życzliwościąogarniającąwszystkichdokoła.Gwarzył
zatemdobrotliwiezdozorcą;zatrzymywałsię,
bywymienićżartobliweuwagiz„wujem”Scypionem,
którywlókłsięmozolnienaokaleczonychpiętachalbo
teżdodawałotuchy„ciotce”Chloe,zajętejtransportem
swo​jegodro​bia​zgu.
Tocudowne!mógłbywykrzyknąćprzygodny