Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Pokręciłemgłową.
–Niemogłemjużznimwytrzymać.Byłstrasznie
apodyktycznyinerwowy.
–Wdodatkutrudnomubyłocośwytłumaczyć.
Twierdził,żechcedobrzedlanaswszystkich–dorzuciła
mama.
Zauważyłem,żekiedyminąłpierwszyszok,rodzicesię
uspokoili.Mówilionimjakostarymznajomym.
–Ipomyśleć,żewkońcuzałożyłrodzinę–westchnął
ojciec.
Mamawtymmomencieznowusięożywiła.
–SpotkałeśmatkęElizy?–zapytała.–Jakaonajest?
–Bardzomiła–odparłemnajzupełniejszczerze.
–Odnosiłasiędomnieniezwykleżyczliwie,chociażjej
mążtakdziwniezareagowałnamójwidok.
–Pewniejestprzyzwyczajona…
Tymrazemwgłosieojcazabrzmiałocośnakształt
ironii.Mamarzuciłamuostrzegawczespojrzenie.
–Zbyszku,dajjużspokój.Przecieżwiemy,żeAdam
matrudnycharakter.
Powolizaczynałemrozumieć,ocoimposzło.Mójojciec
zawszebyłspokojnymczłowiekiem,alekiedyktoś
próbowałnarzucićmuswojąwolę,zaczynałsięirytować.
AojciecElizymusiałgozirytowaćwięcejniżraz…
–Powiedzjeszczecośoniej–poprosiłamama.
–Dokogojestpodobna?
–Zurodydoojca.Maciemnewłosy,piwneoczy
iuroczyuśmiech.Azcharakteruchybadomatki,bonie
przejawiażadnychapodyktycznychskłonności…