Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
chwilągłaskałazwierzę,terazdrżała.
Latifmówiłdalej,ajegogłoszniżyłsięniemal
doszeptu.
Służęnaszejspołecznościwbardzopoufny
sposób.
Nierozumiem.
Jestemkurierem.Ryzykujemyżyciem,bywierzący
zróżnychmiejscmielizesobąkontakt.Imdalej
odJerozolimysrozprzestrzeniamy,tymbardziej
niezbędnastajesięnaszapraca.
JakubprzysunąłsiędoLatifa,choćnikogoniebyło
wpobliżu.Właściwietocałemiejscepostojukarawan
wydawałosięopustoszałe.Namiotywoboziepochylały
siępoddyktandowiatruwjednąstronęjakzwijane
żagle.Linywydawałyprzeciągłyodgłospodobny
dojęku.Wielbłądy,trwającewpozycjiklęczącej,
spokojnieprzeżuwałypokarm.Nawetokolicestudni,
przyktórychzawszekrzątałosiędużoosób,byłyteraz
puste.
Dlaczegomitomówisz?spytałJakub.
Obawiamsię,żezausznicyświątynnichcąmnie
dopaść.Bozjakiegoinnegopowodubysiętuczaili
iobserwowalinasjaksępy?
Powodówmożebyćmnóstwo.
MimochłodunaczoleLatifapojawiłysiękropelki
potu.Jakubpoczuł,żetenczłowiekbardzosięboi.
Wiedzą,żejestwtymoboziekurierimają
nadzieję,żemniewykurzą.Czujętowtrzewiach.
Jakubwątpił,byprzypuszczeniaLatifabyłyzgodne