Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
doJakuba,którektośniewtajemniczonyłatwomógłby
zignorować.Awkolejnychdniachobajuważniesię
obserwowaliizaprzyjaźnialisię.
–Albanowisięniepolepsza–odparłJakub.–Muszę
gozabraćwbezpiecznemiejsce.
NawetwgrubymubraniuLatifbyłczłowiekiem
niepozornejbudowy,choćjegosmukłeciałokryło
wsobiezadziwiającąsiłę.
–Bezpieczne?Nieużyłbymtakiegosłowajeśli
chodzionaszychludzi,ajużzwłaszczanie
wJerozolimie.
–Takczyinaczej,lepiejmubędzietutajniżgdyby
miałznamijechaćdoCezarei.
Latifsięgnąłrękądoosłaipogłaskałgoponosie.
Zwierzęzarżałocicho,czującznajomyzapach.
–Niespieszsięzpowrotem.Zostańznimiprzez
noc.Chodzeniepoulicachpozmierzchujest
niebezpieczne.Ajawezmęzaciebiewartę.
Jakubskinąłgłową.
–Dobrzemizrobispędzeniekilkugodzin
zprzyjaciółmi.
–PowiedzAlbanowi,żebędęsięmodlił,byszybko
powróciłdozdrowia–Latifpogładziłosłamiędzy
uszami.–Mogęcicośpowiedziećwzaufaniu?
–Oczywiście.
–Tosąniepewneczasy.Potrzebami…przyjaciela.
Jakubzauważył,jakmężczyznarzucanerwowe
spojrzeniawewszystkichkierunkach.Dłoń,któraprzed