Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wystarczy.
Telefonzacząłdzwonić.Mama,oczywiście.Pamiętała,
żedziśbędziewmieście.
Tak,mamo?
Przyjedziesznaśniadanie?
Jużjadłem.
Anaobiad?
Niewiem,czytakdługozostanę.
Tozajedźitak,bociastodlaciebieupiekłam.
Szarlotkęzcynamonem.
Niktciętaknieznajakwłasnamatka.
Ikupchleb.Ciemnyrazowy.
Okej,mamo.
Ojciecchciał,żebyśtelewizorustawiłmu,bocośnie
działa.
Ustawię,dobrze.Człowiekniemieszkawdomu
odtrzynastulat,aleczytocośzmienia?Nie.Dlamamy
zupełnienie.
Toczekamnaciebie,pa.
Chociażwłaściwielubiłto.Matkakobieta,poktórej
zawszewiadomo,czegosięspodziewać.Imożnadlaniej
wszystkopowiedzieć.Nodobra,kiedyśbyłomożna.Teraz
jużmniej,niechciałjejmartwić,aspraw,któremogły
zmartwić,byłocorazwięcej.
Zerknąłwwiadomościjakzwyklezadużo,adopiero
podziewiątej.SMS-y,WhatsApp,naMessengerzeteżktoś
siędobijał.Jakzawszeludziewoląpisaćniżdzwonić.
Inajlepiej,żebywszystkimodpisywałodrazu.Nosorry,
aletakniedasię.Wsiadłdosamochoduiruszył.Klima
teżruszyłaipochwilipoczułożywczychłód.
Kilkaprzecznicdalejznowuzobaczyłtegogościa
zKrakowa.Facetszedł,podwinąłrękawykoszuli,aitak
zdalekawyglądałnazgrzanego.Cozakoleś.Poco
tuprzyjechał?ZKrakowatokawałdrogiiporateż
dziwna,gdybyjeszczewweekend…Czytoprzypadek,